wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 1 - Milcząca kraina - czyli węże i mowa cieni.

Ciemność zaczęła przeobrażać się w kolorowe plamki, które przechodziły z ciemnych odcieni zieleni do jasnej żółci, która po pewnym czasie zaczęła być drażniąca i jaskrawa. Był to dla mnie niemały wysiłek, ale po zmożeniu się ze sobą chęć pozbycia się drażniącego światła wygrała. Otworzyłam oczy. Nie byłam już w bibliotece. Teren, na którym leżałam był o wiele rozleglejszy. Byłam o tym przekonana, chociaż nie widziałam nic poza lazurowym niebem, po którym leniwie przemieszały się nieliczne obłoczki. Nie było mi jednak dane długo cieszyć się tym widokiem, gdyż za moją głową rozległ się cichy szmer. Gwałtownie wstałam, ale chwiałam się na nogach. Rozejrzałam się wokoło. Zemdlałam w bibliotece i nagle znalazłam się na jakimś... no gdzie ja jestem?! Zachować spokój, zachować spokój. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam ogromne połacie jałowej ziemi. Okej, pójście w lewo odpada. Powoli odwróciłam głowę w przeciwną stronę... to samo. Pozostaje tylko przód, albo tył...Przyjrzałam się dokładniej terenowi przede mną. W oczy od razu rzuciły mi się odległe góry, wyróżniające się swoim granatem na błękicie nieba. Musiały być bardzo daleko... Strona za moimi plecami wydawała się być najbardziej przyjazna. Więcej zieleni (żółtej trawy) i stosunkowo bliskie pagórki, a przynajmniej bliższe niż góry. No, to jestem obeznana. Teraz tylko pozostaje wymyślić co robić. Może zaraz zaczną mnie wybudzać. Rozłożyłam się na  plecach zastanawiając się czy robiłam, albo czytałam coś co mogłoby w tak "ciekawy" sposób wpłynąć na moją podświadomość. To wszystko było jakieś dziwne. Nie mogłam tak po prostu zemdleć. Jeszcze ta równina nigdy sobie takiej nie wyobrażałam. Zamknęłam oczy i zaczęłam spokojnie oddychać. Leżałam tak na środku pustkowia kiedy usłyszałam syk, tuż obok mojego ucha. Podniosłam się do pozycji siedzącej i nasłuchiwałam. Wtedy zdałam sobie sprawę, że patrzę na niemałych rozmiarów węża! Starałam się zachować zdrowy rozsądek. Powoli podniosłam się z ziemi, nie spuszczając oczu z węża, który chyba nie interesował się mną za bardzo. Starałam się nie ruszać. Gad poruszał się powoli pełznąc przy mojej nodze. Głośno przełknęłam ślinę, ale wąż w ogóle nie przejmował się moją obecnością. Pełznął dalej w stronę gór. Stałam bezruchu nawet kiedy wąż był już daleko ode mnie. To było dziwne, nawet jak na moją psychikę. Minął jakiś czas od zniknięcia gada i zaczęło mi się nudzić. Usiadłam po turecku na ziemi i zaczęłam się bawić kamyczkami. To zmusza do refleksji. Pytania nasuwają się same; Co to za miejsce? Czy zawsze się tu znajduję kiedy śpię, albo zemdleję. Dlaczego nic takiego nie pamiętam? Zawsze się denerwuję kiedy nie potrafię odpowiedzieć na pytania, zwłaszcza egzystencjalne. Ciężko się do tego przyznać, ale taka jest ciekawska natura człowieka. Chcielibyśmy wiedzieć wszystko, a najlepiej wiedzieć więcej od innych. Czułam się jakby te myśli wgniatały mnie w ziemię. Musiałam wstać i zobaczyć czy moja podświadomość to faktycznie tylko walający się kurz. Wstałam z ziemi otrzepując się z pyłu i poszłam w stronę pozornego życia.

***

Przeszłam za pewne mały odcinek drogi, ale wydawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu jednak doszłam do pagórów. Były to jednak pojedyncze górki. Na szczęście dalej robiło się coraz bardziej zielono, a pojedyncze rośliny przechodziły w masywną ścianę lasu. Kiedy zbliżałam się do drzew słońce chyliło się ku zachodowi. Cienie wydłużały się ukazują zniekształcone odbicia ich właścicieli. Większość osób przeszłaby obok tego zjawiska obojętnie, ale wpatrując się dokładniej można było dostrzec, że cienie jakby zmieniły właścicieli. Były ogromne drzewa, których cień był naprawdę znikomy, a małe krzewy osłaniały duże połacie ziemi przed sobą. Było to dziwne, ale może w takim miejscu przenośnie przeobrażały się w "rzeczywistość". Każdy człowiek rzuca cień na swoją przyszłość, przyszłość innych. To co po sobie zostawimy to jaki będziemy mieli wpływ na teraźniejszość w przyszłości będzie cieniem osłaniającym nowe czasy. Nie czując pośpiechu usiadłam patrząc dalej jak hipnotyzowana na przejawy zmroku zastanawiałam się jak naprawdę wygląda mój cień.

niedziela, 16 lutego 2014

Prolog - Nowa książka - czyli Elinor i omdlenia w bibliotece.

- Hmmm... - mruknęłam w zamyśleniu, widząc spory tom oprawiony w brązowawą skórę, który wcześniej umknął jej uwadze.
Biblioteka - na Ziemi nie było miejsca, w którym Elinor spędzałaby więcej czasu. Godzinami potrafiła przesiadywać nad starymi książkami, których idee tak ją fascynowały. Dla większości osób te dzieła nie mają najmniejszego znaczenia; twierdzą, że są przestarzałe, a w życiu trzeba iść zawsze naprzód i nie oglądać się za siebie. Jednak dla dziewczyny księgi, z okresu młodości tych ludzi, były czymś zupełnie nowym; nie odwracała się za siebie, tylko szła naprzód w odkrywaniu dawnej literatury. Mogłoby się wydawać, że w bibliotece nie było tomu, który nie przeszedłby przez jej degustację, ale za każdym razem, gdy przychodziła po nową porcję wrażeń, przerażał ją ogrom nieprzeczytanych książek, które aż proszą się o kolejnych czytelników. Wybranie jednej z nich było zawsze najtrudniejsze.
Mimo tego, że książki były tu "poupychane" po wszystkich kontach Elinor znała je wszystkie, chociażby z widzenia.
Książka, którą trzymała teraz w ręce była inna od pozostałych i nieznana jej dotychczas. Zaintrygowała ją bogato zdobiona okładka. Pozłacane wzory układały się w finezyjnie biegnące od dołu okładki do jej środka. W miarę wzrastania coraz bardziej zbliżały się do siebie, żeby w końcu połączyć i stworzyć podkładkę na nazwisko autora. Przynajmniej tak to wyglądało, bo napis był tak zdarty, że nie dało się go przeczytać. Po Elinor przeszedł dreszcz. Czuła, że zaraz będzie mogła odkryć coś nowego i wartościowego. To uczucie towarzyszyło jej za każdym razem kiedy znajdowała w bibliotece coś nowego. Nie mogąc dłużej czekać otworzyła pierwszą stronę, na której widniały następujące słowa:

czujesz to
cokolwiek
bo ja nie
ludzie przechodzą i mnie nie widzą
ja do nich wołam oni mnie nie słyszą
nie czuję głodu anie zmęczenia
nie czuję nawet samotności, a jest koło mnie
ale tu musi coś być
chociażby pustka
chociażby chłód
a może strach
cierpienie
nie to też nie to
widzę to
te sceny
historia przemyka obok mnie
tak szybko, że nawet nie czuję jej upływu
nie czuję nic
ani pustki
ani chłodu
ani nawet strachu
czy cierpienia

Dziewczyna tyle razy już czytała wiersze, ale ten wydawał się jej szczególnie poruszający. Jakby dokładnie opisywało coś co dopiero nastąpi, ale może nigdy tego nie będzie.
To była ostatnia rzecz jaką poczuła poza znużeniem i ciemnością.